piątek, 13 lipca 2012

day off

Mialam wielkie plany na wolny dzien. Najpierw Moma (za darmo, bo kolezanka pozyczyla mi karte memebership), potem Coney Island, a na zwienczenie wieczoru seans Zabic Drozda pod mostem Brooklynskim.

Niestety okazalo sie ,ze dzien wczesniej zgubilam dokumenty. Dokumenty, ktore specjalnie przelozylam do skarpetki dla niemowlaka, by w razie kradziezy portfela ostaly sie w moim posiadaniu. Aha... Przeszukiwanie pokoju, sprawdzanie kosza na brudy (tak naprawde to trzymam je w walizce), w lodowce i zamrazarniku. Przesuwanie lozka, trzepanie torby jednej, potem drugiej. Nie ma. Pieknie.

Ok, bez paniki. Rundka po miejscowkach. Deli, schodek przy metrze,skad przeploszyl nas pijany bezdomny, bar przy schodku. Nic. No to ide do Matchless, gdzie dzien wczesniej dziwnym zrzadzeniem losu nie sprawdzano mojego wieku. Pan sprzatacz niechetnie otworzyl drzwi do baru, ale jak zaczelam mowic po hiszpansku, to nawet wpuscil mnie do srodka. Skarpetki nie bylo. Poczciwy Meksykanin powiedzial,zebym wrocila o 3, bo wtedy bedzie ktos, kto moze otworzyc mi biuro. Przeszlam sie do pobliskiego parku. Kojarze tamtejszych rezydentow, czasem podrzucam im kanapki, ktore wieczorem zostaja w kawiarni. Nie zastalam znajomej parki, za to byli inni. Okazalo sie,ze boomy to Polacy. No tak, jestesmy na Greenpoincie. Panowie nie znalezli skarpetki z dokumentami, ale jak cos ktos bedzie wiedzial, to zadzwonia do mnie. (Spokojnie, nie dalam im numeru :) Zaszlam do pracy, wzielam pare rekawiczek i worek na smieci. Pomyslalam, ze warto sprawdzic okoliczne smietniki. Znalazlam mnostwo jednorazowych kubkow po kawie, butelki szklane i plastikowe, potrzaskany kieliszek. Skarpetki nie. Refleksja: powinno sie zakazac jednorazowych naczyn. Kubki, talerzyki, sztucce, slomki, pojemniczki. Sama boli mnie wydawanie ich ludziom. Inna sprawa, ze na poczatku mielismy wszystko roslinne, teraz sa normalne, czyli plastikowe.

Wrocilam do domu, pogadalam z jednym bankiem, potem z drugim. Poszlam na policje. Amerykanska policja nie blokuje dowodow, sama musze go zastrzec w kazdym wiekszym banku. Extra! Po drodze zaszlam znow do Deli. Tym razem za lada siedzial inny sprzedawca, ten sam, ktory pracowal ubieglej nocy. Przywital mnie usmiechem, w rece mial moja skarpetke!! Okazalo sie,ze probowal odnalezc mnie na FB, by do mnie napisac, ale nie mogl mnie zidentyfikowac. Nic dziwnego moje zdjecie profilowe to mala meksykanska dziewczynka z wymalowana trupia czaszka.

Sa jednak dobrzy ludzie na tym swiecie ;)



1 komentarz:

  1. Hahaha, cały Molik ;) Widzę Cię latającą za skarpetką.. Pozdrowienia z Polski! ps. Twój rower się do mnie przyzwyczaił:P
    Enjoy every moment!

    OdpowiedzUsuń